Nie będę Was oszukiwać, że jakoś cudownie mi idzie. Z dietą jest fatalnie- śniadanie dwa tosty z serem, ketchupem, majonezem i szynką, na obiad spaghetti (bez tłuszczu, zdrowe) z makaronem, podwieczorek to batonik muesli i kawa, kolacja (i tu najlepsze!) paczka pringelsów, 6 kostek czekolady i kinder bueno białe. Łącznie jakieś 2tys kcal znów (!). Od poniedziałku ciągnę na 2 tys kcal, jednym słowem jem dużo za dużo. No już trudno. Motywuję się codziennie, ale jakoś za mało mam jeszcze sił w sobie aby zmienić dietę. Nie pomaga wtorkowy wylot do Polski. Będę tam dużo jadłam polskiego jedzonka, spotykała się z przyjaciółkami, piła alkohol, jadła moje ukochane pizze. Mimo to zrobiłam sobie zdjęcia i pomyślałam "chcesz wracać z dodatkowymi pięcioma kilogramami czy dwoma?"
Pod spodem zdjęcia mojej kochanej Irlandii podczas mojego nocnego "maratonu". Ten cień to ja :D Słuchawki na uszach i biegamy!! xD
Jutro masa rzeczy do załatwienia. Najpierw posprzątać dom, później kąpiel, pielęgnacja ciała, na zakupy już takie przed wyjazdowe, czyli prezenty i może coś dla siebie, spotkanie z TŻ a na 19 do 1 praca. Jakież moje życie jest zabiegane, ale to lubię!
Pozdrawiam i całuję. Miejmy nadzieję, że jutro już pójdzie mi lepiej i dietka będzie perfecto!
Taki nocny maraton to świetna sprawa, teraz kiedy robi się coraz to cieplej- muszę nad tym pomyśleć :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że zrobiłaś sobie zdjęcia przed wyjazdem do Polski- to zmotywuje Cię, żeby nie przytyć :)
Nie boisz się tak w nocy biegać? ;) ładną masz figurę ;)
OdpowiedzUsuńmoim zdaniem figurę masz idealną, ale wiadomo, najważniejszy jest ten moment, kiedy Ty sama siebie zaakceptujesz. :) trzymam kciuki :*
OdpowiedzUsuńO jejka, dziękuję za tak miłe słowa :) Daleko mi do samoakceptacji, ale na pewno nie chcę być szkieletem :P
OdpowiedzUsuń